Kampania wrześniowa nadciąga, więc dzisiaj motywacyjnie odwiedziłam salon Yves Rocher i Inglota. W YR nowość - BB krem (tak, moda na kremy BB w Europie trwa w najlepsze). Nie mam swoich fotek, bo nie wzięłam ze sobą aparatu tutaj, więc będę posiłkować się internetem.
Moje pierwsze wrażenia o kremie YR...
Cena promocyjna 34,90zł (z 49zł) za 50ml. Coś pomiędzy tymi popularnymi naśladowcami BB kremów, a produktem TBS za 59zł, którego cena jak za krem tonujący, a nie podkład, jest dla mnie zdzieraniem pieniędzy. Jestem ciekawa jak sprawdzi się więc YR, też nie najtańszy, ale wciąż w przystępnej cenie.
Odcienie są 2 - Light i Medium, ja wzięłam
Medium i nie jest taki super ciemny, nie wiem jeszcze jak na twarzy. Na razie
próbek nie ma, zresztą pani nie była zbyt rozmowna i odniosłam wrażenie,
że ja siedząc na wizażu, wiem więcej od niej... Light próbowałam na
nadgarstku i jest dość blady, ale raczej nie porcelanowy i wpada w róż,
przynajmniej na mojej skórze, po roztarciu jednak stapia się ze skórą.
Medium jest taki ni różowy, ni pomarańczowy,z przewagą różowości (porównałam do wygladzającego BEIGE 200, ktory jest wręcz
ŻÓŁTY), ale po roztarciu też ładnie się stapia, pozostaje sprawdzić na twarzy,
bo ja preferuję żółtawe odcienie. Ale wydaje mi się, że kolor będzie
pasował.
Opowiem Wam w najbliższych dniach dokładniej, bo szkoda mi dzisiaj zmywać
makijażu. Boję się tylko o krycie, bo na ręku nawet lekkiego pieprzyka
mi nie zakryło
Co do odcienia, to tak teraz roztarłam i pewnie będzie idealny na
jesień i zimę dla mnie, bo będzie się trochę blednąć. A jak coś, to od
czego są brązery Za to zapach jest śliczny, delikatny, lekko kwiatowy i pudrowy, nie nachalny jak np. Garnier.
Ogólnie na co dzień do makijażu stosuję minerały EDM, mieszam 2 odcienie i czasami jestem już tym zmęczona i chciałabym jakiejś szybszej alternatywy. Nie chcę wracać do tradycyjnych podkładów, bo trwałość minerałów i krycie dla mnie są nieporównywalnie lepsze, ale obawiam się też kupowania tych "BB", czyli po prostu kremów tonujących, ponieważ ja potrzebuję jednak nieco kamuflażu. No nic, zobaczymy przy testach :)
Poza tym przy kasie promocja z kartą stałego klienta - nowe
błyszczyki (są w tubkach do wyciskania, 10 ml, 4
smaki: wanilia, morela, mandarynka i malina) za 9,90zł + 2 pieczątki
gratis. Wzięłam malinę, troszkę sztucznie pachnie na początku, ale
bardzo przypomina zapach płukanki octowej, tylko bez octu, BOSKO jeszcze mandarynka ślicznie pachnie, może kupię sobie z jakimś drobiazgiem jeszcze.
A w Inglot upolowałam lakier 8ml numerek 201 - przezroczysty, z mnóstwem brokatowych drobinek, które na przykładowym paznokciu w sklepie wyglądały magicznie. Dawały efekt holografu tak zresztą jest napisane na opakowaniu: z unikalnymi pigmentami geometrycznymi i holograficznymi. Pomalujemy, zobaczymy :)
I tyle, teraz zmotywowana, wracam do anatomii!
Trzymajcie się :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na ewentualne pytania odpowiadam w poście, w którym je zadano :) Dziękuję za każdy komentarz, lubię je czytać i widzieć Wasze zainteresowanie.
Poza tym...
"Za każdym nickiem kryje się imię, za imieniem kryje się człowiek, a za każdym człowiekiem - uczucia. Szanujmy się nawzajem w sieci"