wtorek, 17 kwietnia 2012

Włosomaniaczki - witajcie!

Gdzieś od lutego/marca zaczęłam poważniej interesować się moimi włosami. Nie były w jakiejś super strasznej kondycji, jak to u wielu włosomaniaczek bywa na początku. W styczniu odebrałam swoją paczkę ze strony zrobsobiekrem.pl i kręciłam trochę różności, ogólnie wtedy zaczęło się moje zainteresowanie składami kosmetyków i pielęgnacją naturalną. Między innymi stworzyłam odżywkę z jedwabiem, keratyną i ogólnie samym dobrem dla włosów, ale niestety zniechęciła mnie wtedy mocno. Wyszła super płynna i nijak nie mogłam dobrać odpowiedniej ilości tak, żeby widać było jakieś efekty. Włosy za każdym razem były przeciążone i to mocno. Teraz jak sobie to przypomnę, to po prostu powinnam przelać tę odżywkę do butelki z atomizerem i używać jej jako mgiełki, wtedy pewnie byłoby idealnie :) Ale tak to jest z naturalnymi kosmetykami, że oczekujemy cudów, a często stosowanie czy nawet sam wygląd/zapach produktu nas zniechęca. Jednak oglądając zdjęcia tych blogerek, które dbają o włosy już dłużej niż pół roku dostrzegłam, że naprawdę warto włożyć trochę wysiłku i czekać na efekty :)

Dlatego ja również przyłączę się do Włosomaniaczek i będę mniej więcej co miesiąc aktualizować stan moich włosów, a w międzyczasie dzielić się różnymi ciekawostkami i wskazówkami. W tym poście będzie ogólnie o tym, czego używam i jak to u mnie jest.

Ogólnie moje dbanie o włosy rozpoczęłam pewnie gdzieś w lutym, od wygrzebania z zapasów ZSK oleju kokosowego, który kupiłam do wyrobu jakiegoś mazidła. Jak znam życie, mieszanie nie wyszło, więc czekał w lodówce na lepsze czasy. Do olejowania można stosować praktycznie każdy olej, który ma jakieś większe wartości niż olej do smażenia, jednak kokosa powszechnie się chwali i miałam go u siebie, więc wybór był oczywisty.

Mój olej znajdował się w plastikowym słoiczku 50ml, typowo aptecznym opakowaniu na robione kremy. Był to olej rafinowany, czyli bez zapachu i trochę uboższy niż olej organiczny. Wyjmowałam go z lodówki, ogrzewałam opakowanie, żeby się roztopił i nakładałam na włosy na noc. Naczytałam się również o myciu włosów, dlatego następnym moim zakupem był szampon Babydream (Rossmann), powszechnie znany i niedrogi. Oleje powinno zmywać się łagodniejszymi szamponami, bez SLS, stąd padło na taki dziecięcy kosmetyk. Przez pierwsze tygodnie nie używałam odżywki, bo nie miałam wtedy takiej bardziej naturalnej, a radzi się przy olejowaniu również ograniczyć stosowanie produktów z sillikonami. Dlaczego? Owszem, tworzą one barierę ochronną, oblepiając włosy, ale tym samym utrudniają wnikanie wszelkich substancji odżywczych. O szamponach, odżywkach i ogólnej pielęgnacji mam zamiar napisać w oddzielnym poście, więc nie będę się tu rozpisywać, żeby Was nie zniechęcać :) Generalnie jednak napiszę, że porządna pielęgnacja włosów wcale nie wymaga wielkich wyrzeczeń i niektóre zalecenia można stosować, ale nie trzeba. Najlepiej jest samemu testować oraz modyfikować to i owo wedle potrzeby.

Aktualnie używam szamponów i odżywek Alterry, bardzo mi pasują jak na razie i co do zapachów, i do stosowania :) Jeśli nie przeszkadzają Ci splątane po umyciu włosy, to polecam również odżywkę Timotei Organic Delight (ja miałam do suchych i zniszczonych włosów). Ma w porządku skład, ale niestety efekty widoczne są dopiero na suchych włosach, a ja lubię czuć tę śliskość przy spłukiwaniu :) Alterra mi to daje i to bez silikonów.

Tamten olej ze słoiczka skończył się dość szybko, bo nakładałam go sporo, więc kupiłam sobie również zachwalany powszechnie olej - Vatika. Jest to olej kokosowy, ze wzbogaconym składem. Pachnie według mnie ślicznie, a po umyciu włoski są błyszczące i ogólnie miodzio :) Stosuję oleje mniej więcej od lutego i szczerze mówiąc, nie mierzyłam ich długości, ani pasemka kontrolnego (muszę wreszcie to zrobić!). Mam włosy cieniowane i trochę to utrudnia obserwację ich wzrostu czy zmian w strukturze. Na każdym zdjęciu wyglądają trochę inaczej :( Jednak od dłuższego czasu widzę baby hair! Nie na środku czoła na szczęście, tylko po jego bokach, jestem zachwycona, to znaczy, że wszystko gra i działa.

W marcu postanowiłam spróbować henny. Jako, że farbowałam się wtedy w kierunku czerwieni/bordo, kupiłam więc hennę z amlą, która miała utrzymać włosy w tych kolorkach. Opiszę moje farbowanie w oddzielnym poście.

W kwietniu kupiłam również wcierkę Jantar (czeka na swoją kolej) i wcierkę Radical w ampułkach przeciw wypadaniu włosów. Na razie stosuję Radical, jestem gdzieś w połowie, więc recenzja wkrótce :) Dodatkowo ostatnio zaopatrzyłam się w maskę Biovax od L'biotica, którą nakładam przynajmniej raz w tygodniu zamiast oleju. 

Na koniec chyba największy hit - przyłączyłam się do akcji u Anwen i od 10.04. piję drożdże :) A więc już tydzień. Dlatego właśnie muszę zmierzyć chociaż pasemko kontrolne jak najszybciej, póki mi jeszcze włosy nie urosły :D Liczę również na pozytywne efekty "skórne" :) Poniżej fotki moich włosów, szału nie ma (jeszcze!), sama starałam się je pstrykać, więc pewnie średnio widać. Mam zamiar jeszcze poczekać z miesiąc, dwa i pewnie je wyrównam, żeby było ładniej wszystko widać :)










To z lewej to zdjęcie bezpośrednio przed henną, więc włosy są tutaj średnio świeże :)




























Tutaj nie pamiętam dokładnie, ale raczej jeszcze przed henną, tylko umyte i błyszczące. Używałam już raczej wtedy oleju kokosowego, bo wcześniej nie robiłam zdjęć swoim włosom, bo i po co :P













Po hennie, nie pamiętam ile dokładnie, ale max 3 tygodnie.








Po farbowaniu (jakiś tydzień temu) farbą SYOSS mix oberżyny i dojrzałej jagody - coś w ten deseń. Nie mam zdjęcia całych włosów z kwietnia, ale postaram się to nadrobić. Tutaj raczej chciałam uchwycić kolor, zdjęcie robione na słońcu.

5 komentarzy:

blackhair pisze...

Widzę że używałaś farby SYOSS planuje jej zakup , mogłabyś coś o niej napisać?:) czy nie niszczy włosków i czy odcień wychodzi taki jak na opakowaniu?

pieknaodzawsze pisze...

Miałam napisać o niej niedługo post, jakoś wyleciało mi z głowy :) Ogólnie ją polecam, kolor wyszedł bardzo podobnie, ale dość szybko ten fiolecik się sprał. Jestem jednak prawie pewna, że to przez poprzednie farbowanie henną farba słabo złapała.

A pewność stąd, że już farbowałam kilka razy Syossem i byłam zadowolona, włoski ładnie błyszczały i kolory wychodziły podobne. Niestety włosy się niszczą jak przy każdej farbie, trzeba o nie dbać, polecam regularne olejowanie :)

aśkuu pisze...

masz super długość włosów :) powodzenia w dalszej pielęgnacji :)

El Lay Baby pisze...

Ja zaczęłam pić drożdże dwa dni temu i nie wiem czy uda mi się wytrzymać te 30 dni ten smak jest ohydny i odbija mi się pół dnia ;////
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
http://el-lay-baby.blogspot.com

pieknaodzawsze pisze...

Też jakoś ze 2 miesiące temu piłam drożdże, ale wytrzymałam chyba niecałe 2 tygodnie, dla mnie ten smak i zapach są odrzucające.

Prześlij komentarz

Na ewentualne pytania odpowiadam w poście, w którym je zadano :) Dziękuję za każdy komentarz, lubię je czytać i widzieć Wasze zainteresowanie.
Poza tym...
"Za każdym nickiem kryje się imię, za imieniem kryje się człowiek, a za każdym człowiekiem - uczucia. Szanujmy się nawzajem w sieci"

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...